|
Do skąpej, wciąż daleko niepełnej literatury poświeconej heroicznym dziejom ZWZ/AK na Śląsku doszła ważna pozycja wypełniająca liczne białe plamy z wczesnego okresu Rybnickiego Obwodu organizacji oraz męczeńskich losów większości jego zaprzysiężonych członków. Wielu z nich - łącznie około 120 - zostało zgładzonych przez hitlerowców w egzekucjach i zamęczonych w obozach koncentracyjnych zaś ich rodziny były poddane wyniszczającemu terrorowi.
Także lata powojenne okazały się czasem politycznych szykan; stan ten rzutował długo na sytuację uczestników konspiracji spod znaku AK skazanych na bytowanie w atmosferze podejrzeń i życiowej wegetacji, co autor, Jerzy Klistała, przypomina odwołując się do wielu świadectw i losów rodzinnych, w tym i z najbliższego kręgu.
Ta cenna publikacja wydana w 2 tomach w latach 2002/3 pod wspólnym tytułem: Działacze rybnickiego ZWZ/AK w obozach koncentracyjnych" jest zwielu względów niezwykła i zasługująca na uwagę.
Oto dopiero po blisko 60. latach od daty jego męczeńskiej śmierci, zostały odkryte i w pełni udokumentowane zasługi pierwszego komendanta Rybnickiego Obwodu ZWZ Stanisława Sobika, rozstrzelanego 25 czerwca 1943 roku na dziedzińcu bloku nr 11 w Auschwitz pod ścianą śmierci. W egzekucji tej wśród 13 skazańców został również zgładzony ojciec autora, Jan Klistała, maszynista kolejowy z Rybnika. Wszyscy oni, łącznie 60 osób, byli uwięzieni przez Gestapo podczas rozpoczętych 11 lutego 1943 roku aresztowań w Rybniku i sąsiednich miejscowościach.
Niedługo potem, z końcem czerwca doszło do drugiej serii masowych aresztowań - łącznie ponad 40 działaczy ZWZ, co doprowadziło do rozbicia i zamrożenia na dłuższy czas działalności organizacji, która z końcem grudnia wznowiła działalność już jako AK. Komendę powiatu w ramach Inspektoratu Rybnickiego podległą porucznikowi Władysławowi Kuboszkowi objął Antoni Staier, rodem z Gotartowic podporucznik Wojska Polskiego, dowódca I kompanii ZWZ, uczestnik wielu brawurowych akcji bojowych i sabotażowych (w roku 1947 przepadł bez wieści).
Masowe aresztowania w lutym i czerwcu 1943 roku były wynikiem przeniknięcia do ZWZ konfidenta Jana Zientka, przed wojną kierownika parowozowni w Rybniku, w tym czasie z-cy naczelnika stacji. Ten renegat powiązany - jak się później okazało - z hitlerowcami już przed 1939 r. pozyskał zaufanie konspiracyjnych działaczy, został zaprzysiężonym członkiem organizacji, pozorując duże zaangażowanie i aktywność. Kim był w istocie, stało się jasne dopiero po masowych aresztowaniach. Wyroku śmierci jednak nie wykonano: Gestapo zadbało, by znalazł się w bezpiecznym miejscu.
Tragedia rybnickiego ZWZ była częścią hekatomby, która spowodowała tak wielkie straty w stanie Śląskiego Okręgu ZWZ-AK, penetrowanego podstępnie przez wyjątkową trójkę agentów i prowokatorów: Grolika, Kamperta i Ulczoka. Miało to również wpływ na zacieranie śladów i niszczenie dokumentów przez ocalałych konspiratorów. Inna rzecz, iż o historii ruchu oporu i konspiracji niepodległościowej na Śląsku społeczeństwo polskie wciąż wie niewiele. A przecież tutejsze ZWZ-AK, działając w najtrudniejszych warunkach, miały ogromne zasługi w akcjach sabotażowych i dywersyjnych. Pod koniec okupacji pomimo wielkich strat śląska AK liczyła ponad 25 tyś. zaprzysiężonych żołnierzy.
Choć doczekaliśmy tak cennych prac jak m.in. książki czynnego konspiratora na tym terenie Juliusza Niekrasza, ostatniego komendanta Okręgu AK na Śląsku generała Zygmunta Waltera-Jankego, czy historyka ruchu oporu na Śląsku i Zagłębiu Mieczysława Starczewskiego, wciąż daleko do pełnej wiedzy. Jest to wynikiem ogromnych strat oraz stanu zdewastowanych archiwów. Czego nic zniszczyło Gestapo w warunkach bezwzględnego terroru, infiltracji podziemia i przechwycenia dokumentów, dopełniły organa władz komunistycznych po wojnie, gdy wielu działaczy i przywódców konspiracyjnych trafiło do więzień, w tym ostatni komendant okręgu. Trzeba także pamiętać, że trzon ZWZ-AK stanowili śląscy patrioci wywodzący się w większości ze środowisk robotniczych i chłopskich. Rodzimej inteligencji było tu zawsze mało, zaś większość napływowej opuściła Śląsk przed i z nastaniem wojny. Nie było więc komu podjąć potem działalności dokumentującej dzieje śląskiej konspiracji niepodległościowej i sięgnąć po pióro, skoro najbardziej czynni w ruchu oporu młodzi Ślązacy w znacznej części wyginęli.
Wiele ważnych opracowań ma już znacznie późniejszą datę, jak chociażby publikacje inż. Oswalda Guziura, komendanta obwodu obejmującego rozległą część powiatu cieszyńskiego w granicach z 1939 roku; prace wyjątkowo cenne dla dziejów okupionego wyjątkowymi stratami ruchu oporu na Zaolziu.
Z ostatnich publikacji pozycją wyjątkową są dwa tomy Jerzego Klistały, rodowitego rybniczanina (ur. w 1935 r.), który podjął ogromny trud by po kilkudziesięciu latach odtworzyć, opisać i udokumentować powstanie ZWZ w Rybnickiem i tragiczne losy działaczy tej organizacji, w tym swego ojca. Właśnie jego obozowa katorga, i śmierć pod murem straceń w KL Auschwitz wywołała ten wewnętrzny przymus, że idąc śladem ojca postanowił przedstawić losy działaczy ZWZ w Rybniku i dzieje konspiracyjnego związku od pierwszych dni. Zamysł ten zresztą został znacznie poszerzony i wykroczył poza wstępne ramy. |
Co jednak godne szczególnego podkreślenia, J. Klistała nie tylko nie jest z wykształcenia historykiem, czy w ogóle profesjonalnym badaczem, lecz technikiem z zawodu (obecnie na emeryturze), absolwentem Technikum Budowy Maszyn Górniczych w Rybniku. Jak wielka musiała być jego determinacja świadczy fakt, że Jerzy Klistała podjął się roli historyka z wewnętrznej potrzeby, wykazując nie tylko wyjątkową dociekliwość i pasję poznawczą, ale i zdolności pisarskie.
Do podjęcia się tak trudnego zadania skłoniła go bolesna luka w opracowaniach, w tym nieliczne, często sprzeczne informacje, skoro na temat Rybnickiego Obwodu ŻWZ-AK w książce Mieczysława Brzosta, Stanisław Sobik nie doczekał się nawet wzmianki. Jerzy Klistała nie tylko dowiódł, że Stanisław Sobik, syn rybnickiego kowala (rocznik 1921) i absolwent rybnickiego gimnazjum, żołnierz września, od pierwszych miesięcy 1940 roku zaangażował się w tworzenie ZWZ w Rybniku i został komendantem obwodu wkrótce o rozbudowanej sieci, ale przedstawił cały ten okres działalności z pasją i pietyzmem. Autor w swoich penetracjach tematu dotarł do rodzin miejscowych działaczy ZWZ-AK, w większości ofiar hitlerowskich egzekucji i obozowego męczeństwa. Odkrył zachowane w domowych archiwach listy, ocalone dokumenty i zdjęcia, spisał wspomnienia, skonfrontował liczne relacje, dokonał penetracji miejsc i adresów. Tak doszło do powstania tej cennej pozycji w 2 tomach o faktach, wydarzeniach i ludziach skazanych w większości na całkowite zapomnienie.
Wśród przedstawionych sylwetek rybnickich konspiratorów ZWZ i AK szczególnie wyraziście zostały przedstawione losy komendanta Stanisława Sobika oraz własnego ojca, którego męczeńską drogę zrekonstruował aż do ostatniej godziny. Z obu tomów wyłania się obraz patriotycznego oporu i walki w Rybniku i w rejonie zasięgu organizacji. Powstał też swoisty poczet najmężniejszych i ofiarnych, w tym tak oddanych bez reszty sprawom polskości górniczych rodzin, jak Kożdoniów i Tkoczów z Chwałowic. Z tego drugiego męczeńskiego domu liczącego 11 członków, aż siedmioro straciło życie w egzekucjach i obozach zagłady: tragedia o wręcz antycznym wymiarze niezłomnych do końca. Jak bardzo znienawidzonej przez okupanta rodziny świadczy wysadzenie w powietrze ich skromnego domu - polskiej twierdzy.
Są też w relacjach Jerzego Klistały przypadki niezwykłe, jak historia Franciszka Ogona, jednego z mężnych działaczy rybnickiego Związku Walki Zbrojnej. Gdy po opuszczeniu KL Auschwitz dotarł w marszu śmierci do Wodzisławia, skąd w otwartych wagonach wyruszały pociągi do obozów koncentracyjnych w głębi Rzeszy, doszło tam do spotkania z żoną i synami. Była możliwość wyrwania go z masy więźniów, po przekupieniu eskorty, lecz Franciszek Ogon nie przystał na to, by nie narazić rodziny. I tak 21 stycznia 1945 r. nastąpiło bolesne rozstanie - na zawsze: dalsza droga do śmierci prowadziła przez Mauthausen, Melk i Gusen, gdzie zmarł z wyczerpania już po wyzwoleniu obozu.
Księgę w 2 tomach Jerzego Klistały czytałem
nie bez wzruszenia. Wiele miejsc, osób i zdarzeń znam z moich
rybnickich czasów. Z autorem przez 4 lata uczęszczałem do tego
samego technikum, także z Weniem Ogonem,
wcześniej bliskim kolegą z podstawówki, u którego bywałem
często. I nagle ta relacja o ostatnim spotkaniu z ojcem w
Wodzisławiu gdy miał 8 lat. To również ważny walor książek Klistały,
bezpośredniość i autentyzm relacji, często osobisty ton - nie tylko, kiedy pisze o ojcu czy matce.
Książki Klistały zawierające bogatą dokumentację, zaopatrzone w przypisy, bibliografię i rozległy indeks osobowy, to praca przede wszystkim o walorach historycznych - świadectwo ocalonej pamięci. Autor, który podjął się nader ambitnego zadania, nie tylko wykonał je, ale i znacznie poszerzył pierwotne ramy, o czym świadczy tom drugi. To czego dokonał zasługuje na podziw i szacunek.
TADEUSZ KIJONKA
autograf Jerzego Klistały |
webmajster - Gabriela Bonk bibliofilur@poczta.onet.pl