strona główna Złote myśli, aforyzmy Cytaty, fragmenty adaptacje sceniczne polskie wydania polskie tłumaczenia autor - Edmond Rostand Cyrano de Bergerac - bohater adaptacje filmowe i inne ciekawostki - informacje linki

Cyrano de Bergerac Edmonda Rostanda w Polsce

Cyrano de Bergerac - AKT piąty
Gazeta Cyrana

Le texte du drame on-line en polonais: acte 5.
Tekst w języku francuskim.

W podawanych na witrynie fragmentach tekstu zachowano ortografię z przedwojennych wydań dramatu.


Cyrano de Bergerac: Komedia bohaterska w 5-ciu aktach/ Edmond Rostand. Tł. Maria Konopnicka i Włodzimierz Zagórski. Warszawa: Red. "Gazety Polskiej", 1898. 11 x 16 cm. T. 1-2, 158 + 159 s.

Pełny tekst on-line w formacie PDF (akt piąty)
Przypisy i pomyłki
Pełny tekst w formacie Word (tom drugi)

Akt pierwszy ; Akt drugi ; Akt trzeci ; Akt czwarty ; Akt piąty


Streszczenie
za: Stanisław Marczak-Oborski: Iskier przewodnik teatralny. Warszawa: Iskry, 1971. s. 292- 293.

Od czternastu lat, od śmierci Chrystiana, jego żona przebywa w klasztorze Beginek, przekonana, że utraciła w nim wielkiego poetę i wzniosłego ducha. Wiernie odwiedza ją Cyrano, bawiąc opowiadaniami dworskich nowinek.
Roksana po raz pierwszy daje mu odczytać swoją relikwię, ostatni, pożegnalny list męża. Głos Cyrana przypominający jej scenę pod balkonem i wierne czytanie, mimo zapadającej nocy, wyznania odkrywają wreszcie prawdę. Zrozumiała czyje to słowa nauczyły ją prawdziwej, wielkiej miłości. Jest już jednak za późno na naprawienie błędu. Cyrano umiera od rany zadanej w bandyckiej zasadzce, wśród ostatniej, przedśmiertnej walki z otaczającymi go widmami kłamstwa i kompromisów. Walczył z nimi całe życie zachowując do końca nieskalany pióropusz swój biały.


Piętnaście lat później w roku 1655.

Park klasztoru, zajmowanego przez damy św. Krzyża w Paryżu. Wspaniałe cieniste aleje Po lewej dom i taras, na który wychodzą, drzwi. W środku sceny znajduje się olbrzymie drzewo, w środku owalnego placyku. Po prawej, na pierwszym planie, śród zarośli kamienna ławka półkolista.

Głąb sceny przecina aleja z drzew kasztanowych, które z prawej strony, dochodzą do drzwi kaplicy widniejącej z pośród gałęzi. Po przez podwójną kurtynę drzew tej aleji widać zakręty trawników, inne aleje, bukszpany, zagłębienia parku, niebo.

Kaplica posiada małe drzwiczki boczne pod kolumnadą, opasana girlandami zaczerwienionego wina, chowającego się po prawej, na pierwszymi planie po za bukszpanami.

Jesień. Wszystkie liście ponad świeżymi zielonymi trawnikami, są poczerwieniałe. Ciemne plamy bukszpanów i cisów dotychczas zielonych. Pod każdem drzewem wielka ilość zżółkłych liści. Liście te pokrywaja cała scenę, trzeszcząc pod stopami w alejach, do połowy zaścielają taras i ławki.

Pomiędzy ławką z prawej strony a drzewem wielkie krosna do haftowania, przed niem znajduje się rnałe krzesełko. Koszyczki, pełne motków i kłębków. Tkanina zaczęta.

Po podniesieniu kurtyny siostry wchodzą i wychodzą z parku ; niektóre z nich siadają na ławce naokoło starszej zakonnicy. Liście spadają z drzew.

SCENA PIERWSZA.

Matka Małgorzata, siostra Marta, siostra Klara. Siostry.

Siotra Marta (do matki Małgonaty).
Dwa   razy   dziś spojrzała w lustro siostra Klara, czy dobrze jej w kornecie.

Matka Małgorzata (do siostry Klary).
To brzydka przywara.

Siostra Klara.
Lecz   za   to   Siostra  Marta z ciasta śliwkę, zjadła dziś rano...

Matka  Małgorzata (do siostry Marty).
To nieładnie!...

Siostra Klara.
Ja raz do zwierciadła spojrzałam!

Siostra Marta.
A ja śliwkę wzięłam bardzo małą.

Matka Małgorzata..
Wyjawię Cyranowi tę historyę całą.

Siostra  Klara (przestraszona).
O nie, bo kpić z nas będzie...

Siostra Marta.
Powie: to wiadome, że mniszki są zalotne.

Siostra Klara.
I bardzo łakome

Matka Małgorzata (z uśmiechem)
I dobre.

Siostra Klara.
Czy nie prawda, matko Małgorzato; że chyba już dziesiąte przeminęło lato, od czasu, gdy przychodzi do nas co sobota?

Matka Małgorzata.
I więcej! Od tej chwili, kiedy ta sierota, kuzynka jego, wniosła do mniszej izdebki krepę świeckiej żałoby między nasze czepki, stanąwszy przed czternastu laty na tej ziemi, jak czarny ptak ogromny pomiędzy białemi.

Powyżej początek tekstu podano za:
Cyrano de Bergerac: Romantyczna komedia w 5 aktach / Edmond Rostand; Tł. Jan Kasprowicz; Wstęp Juliusz Bandrowski, L. Heller.
Warszawa: E. Wende i S-ka, [ok. 1913-1920].- 11 x 18 cm, XV, 369 s.

Za ilustracje serdecznie dziękuję Tomaszowi Sertillanges`owi!! - Merci Bien!


Poniżej fragment tekstu podano za:
Cyrano de Bergerac: Komedia bohaterska w 5 aktach wierszem / Edmond Rostand. Tł. Bolesław Londyński.
Warszawa: Druk Fr. Karpińskiego. 1898.
- 11 x 18 cm, 294 s.


Le Bret, płacząc.
Druhu!

Cyrano, podnosząc się z okiem obłąkanem.
Gaskońscy to rycerze... Siła
Elementarna. Tak, w tem treść utkwiła!

Le Bret.
W gorączce tyle wiedzy. O mój Boże!

Cyrano.
Kopernik wyrzekł... Ale tam w przestworze,
Co on tam robił? Co robił u czarta?
I ja tam będę - droga już otwarta: -
W tym grobie leży - Rycerz z rycerzy,
Mąż, pełen cnoty, - Szydził z głupoty,
Filozof tęgi - Wertował księgi,
Pieśniarz dorzeczny - Żeglarz powietrzny,
Muzyk, artysta - I balladzista.
Zmarł ze spokojnem obliczem.
Był wszystkiem, a nie był niczem.
Gdy w łeb mu dano, Runął w znak,
Zwał się Cyrano
De Bergerac!

Ach, ach, przepraszam, idę, niech nie czeka...
Patrzcie, już księżyc wabi mnie zdaleka.

(Opada na fotel, ale łkania Roksany przywołują go do przytomności. Patrzy na nią i gładzi jej welon).

Oszczędź łez swoich dla grobu Chrystjana,
Co był tak piękny, dobry... Lecz spłakana,
Tej krepie nadaj podwójne znaczenie.
Gdy ja niebawem w nicość się zamienię,
Noś ją i po mnie, jak po przyjacielu.

Roksana.
O tak, przysięgam!

Cyrano, zaczyna drżyć konwidsyjnie i zrywa się znienacka.
Nie, nie w tym fotelu!

(Chcą go podtrzymać).

Nie chcę pomocy!

(Opiera się o drzewo).

Tu czekam... pod drzewem...

(Cisza).

Idzie. Już mrozi mnie strasznym powiewem.
- W ołowiu cała. Nie uczuwam lęku.
Przybywaj pani, czekam...

(Wyciąga miecz).

Z mieczem w ręku!

Le Bret.
Cyrano!

Roksana, mdlejąc.
Nieba!

(Wszyscy cofają się z przestrachem).

Cyrano.
Już, już, okiem strzela!
Ha! Z niego nosa szydzić się ośmiela!

(Podnosi miecz)

Co? To zbyteczne? Szkoda mego męztwa?
Lecz się nie walczy w nadziei zwycięztwa!
Nie, nie! Tem piękniej paść, gdy można przysiądz,
Że się polegnie! - Wielu was tam? Tysiąc?
Widzę was wszystkie wrogi, wszystkie trądy!
Podłość!

(Uderza mieczem w próżnię).

Obłudę, tchórzostwo, przesądy...
Ha, ha, ha! Układ? Ja nie walczę po to,
Bym miał się poddać!.. I tyś tu, Głupoto!
Dalejże, śmiało w bój, plemię padalcze!
Ja nic nie pytam - walczę, walczę, walczę!

(Młynkuje szpadą i urywa, chwiejąc się).

Bierzcie mi wszystko - róże i wawrzyny,
Rwijcie!... Lecz wara od rzeczy jedynej,
Którą zabiorę z sobą tam, do Boga,
Którą pył zmiotę z błękitnego proga.
Jedynej rzeczy bez skazy, tej, którą,
Wbrew wam, zabiorę!

(Rzuca się naprzód z mieczem. Wypuszcza miecz z ręki, chwieje się i pada na ręce Le Ereta i Ragueneau).

Roksana, pochylając się ku niemu i całując go w czoło.
Ta rzecz?

Cyrano otwiera oczy, poznaje ją i mówi z uśmiechem.
Moje pióro.

ZASŁONA SPADA.


Powyżej fragment tekstu podano za:
Cyrano de Bergerac: Komedia bohaterska w 5 aktach wierszem / Edmond Rostand. Tł. Bolesław Londyński.
Warszawa: Druk Fr. Karpińskiego. 1898.
- 11 x 18 cm, 294 s.

Poniżej napisy do filmu:
Cyrano de Bergerac 1990 reżyseria: Jean-Paul Rappeneau; scenariusz: Jean-Paul Rappeneau, Jean-Claude Carriere ; obsada: Gerard Depardieu, Vincent Perez, Anne Brochet ; czas 137 minut


On teraz księciem.
Marszałkiem, więcej!
Nie był tu u niej już|od miesięcy.
- Pani, ciągle w żałobie?|- Tak.
- W uczuciach stała?|- Tak.
Czy wybaczyć mi umiałaś?
Wszak jestem tutaj.

Jam dziś widziała, jak siostra|Marta śliwkę z placka brała!
To, siostro Marto, wielkie|przewinienie.
Skarżyć grzech!|Mała śliwka, ale pech.
Powiem to dzisiaj panu Cyrano.
Zrobiłam dlań pyszny makaron.
Katolik z niego niezbyt gorliwy.
- My go nawrócim.|- Tak, tak!
Niech was ochota na to|nie bierze, bo się obrazi
i nie przyjdzie wcale.
- Lecz Bóg...|- Pan Bóg zna go doskonale.
Wszak co sobota, wchodząc|mówi do mnie:
"Siostro, mięsom jadł wczoraj!"
- Tak ci mówi?|- Tak nieskromnie!
Mięso! A nieraz przed dwa|dni wcale nie jada.

Umarł tak dawno.
Ale myśl w mej głowie|ciągle się rodzi,
że umarł w połowie.|Zda się, że wspólnie
nasze serca biją,|że się kochają i że razem żyją.
O, Le Bret!
Bywa u pani?
Panie marszałku...
Jesteś dzisiaj rano.|On się pojawi o siódmej.
- Kto taki?|- Cyrano.
Ach, on! Co u niego?
- Żle!|- Żle?
Przesada!
Jam to przewidział,|opuszczenie, nędza,
każdy wiersz nowych wrogów|mu spędza.
Docina możnym, w dewotach|topi strzały,
lży plagiatorów,|wydrwiwa świat cały!
Ale miecz jego strachu|budzi mrowie!
Pan go nie żałuj,|on ma cel jedyny,
pragnie być wolnym|przez myśli i czyny.
Panie marszałku...
Wiem, ja mam wszystko,|on mękę.
A jednak chętnie podałbym|mu rękę.
- Żegnam.|- Odprowadzę pana.

Zazdroszczę nieraz metodzie|Cyrana.
Gdy się po myśli wszystko|w życiu ściele,
to choć się złego zrobiło|niewiele, człowiek do siebie
moc uraz ma w głębi,|nie jest to wyrzut sumienia,
a gnębi.
W sukni tych uraz,|ciągnie poza sobą
płaszcz dobrobytu,|z książęcą ozdobą,
po wszystkich szczeblach|dostojeństw i chwały,
jakiś żal, złudę, szereg mar|skostniałych.
Marzyciel z pana.
Tak!

Przepraszam, na słóweczko.
Oto prawda szczera, nienawiść|w środkach nie przebiera.
U królowej mówiono,|jam świadkiem,
"Cyrano na ulicy mógłby zginąć|przypadkiem."
A więc rozwagi, niech mało|wychodzi.
Lekarza trza jakiego!
- Zostaniecie przy nim?|- Dobrze.
Pilnujcie rannego!

Dawno po siódmej,|a jego nie ma.
Żadna przeszkoda|go nie zatrzyma.
Już jest!
Może mi zbraknąć wełny.
Trudno odróżnić|te włóczkowe cienie!

Od lat czternastu pierwsze|opóżnienie.
Wiem.
Wybacz, traf jedyny,|niefortunne odwiedziny.
Ktoś obrażony wytoczył|ci sprawę?
- To obrażona!|- Dostała odprawę?
Tak, rzekłem do niej,|racz przebaczyć, dziś sobota,
dzień, w którym za nic|nie pominę pewnej wizyty,
przyjdż więc za godzinę.
Poczeka sobie dłużej,|jak się zdaje,
bo waść dziś u mnie|do zmroku zostaje.
Być może wcześniej będę|musiał odejść.

Mówisz tak, by siostrę|Martę podejść?
Tak! Siostro Marto!|Pójdż w moją stronę!
Piękne oczy jak zawsze|skromnie spuszczone.
Co panu?
Nic takiego!
Wczoraj jadłem udżca pysznego!
Lecz pan bladością poraża!
Proszę na bulion przyjść|do refektarza,
wielką porcję przygotuję.
- Dobrze, przyjdę.|- Waść obiecuje?
Widzę, że siostra Marta|cię nawraca.
Bynajmniej, to daremna praca.

Bardzom ciekawa,|co mi opowiecie.
Co tam nowego stoi|w mej gazecie?
Więc początek,
król osiem razy jadł powidła|w piątek,
dostał gorączki, wielkie|osłabienie, lekarz przepisał
krwi upuszczenie.
Niedziela, bal u królowej,|wyszły na hecę 763 świece.
Mówią, że z zasadzki szwank|poniósł Jan Austriacki.
Czarnoksiężników powieszono|paru,
mops pewnej pani z powodu|kataru brał lewatywkę...
Ejże, Cyrano!
We wtorek - nic. Od poranka|Lygdamira zmieniła kochanka.
W czwartek do Fontainbleau|dwór cały jedzie.
W piątek Mancini przy obiedzie,|mówi "nie", a wieczorem "tak".
W sobotę...

Kuzynie!
To nic, drobiazg, zaraz minie.
Chodż.
Ta rana z Arras się przypomina,|to nic, przejdzie...
Biedak!
Przechodzić zaczyna.
Przeszło, już nie boli.
Oboje mamy, kuzynie kochany,|te zadawnione, zawsze żywe rany.
One się nigdy dla nas|nie zagoją,
ja pod tym listem|wyżółkłym mam swoją.
Jego list!
Obiecałaś, że dnia pewnego|będę mógł przeczytać...
Chcesz tego?
Tak, chcę dzisiaj.
Proszę.
Otworzyć mogę?
Otwórz.
Przeczytaj.

"Roksano, żegnaj,|czuję trwogę."
Głośno?
"Jutro już zginąć pewno muszę,|miłość dla ciebie przepełnia
mi duszę, a ja umieram!
O, straszna rozpaczy,
już ciebie wzrok mój|nie zobaczy..."
Jakim ty głosem czytasz, Cyrano!
"...ciebie, co była dlań tak|ubóstwianą!
Nigdy nie ujrzy,|na wieki skostniały,
twych cudnych rysów,|twojej rączki białej,
którą dotykasz wśród|zadumy czoła..."
Jakim ty głosem czytasz!
"I głos serca woła: żegnaj!
Gołąbko biała, skarbie mój..."
Ten głos jam słyszała...
"Jam kochał ciebie do ostatniej|chwili, cóż, że nas dzisiaj
grobem rozłączyli,
ty i tam nawet|zawsze będziesz ze mną..."
Możecie czytać teraz?|Wszak już ciemno.
Ciemno?

- To twój list.|- Nie, Roksano!
Ja przez ciebie byłam ukochaną.
- Nie, nie przeze mnie.|- Przez ciebie.
Przysięgam...
Szlachetny podstęp, choć nigdy|nadzieja niespełniona...
Te drogie, lube słowa,|twoje były...
Noc balkonowa,|to byłeś ty...
Ależ przysięgam...
W tym wyznaniu całym|to twoja dusza!
- Ja cię nie kochałem!|- Ty!
- Nie, to on, uwierz!|- Kochałeś!
- Nie...|- Już ciszej mówisz...
Nie, ukochana, jam nie kochał|ciebie...
lleż to rzeczy Bóg rodzi|i grzebie!
Dlaczego lat czternaście|zataiłeś prawdę?
Wszak ten list|nawet nie od niego.
- Te łzy były twoje.|- Ale krew jego.
Cyrano! Jesteś!
Witajcie, przyjaciele.
On chory, pani,|to go zabić może!
A więc ta słabość,|zemdlenie... Boże!
W istocie...|Otóż i garstka nowin o sobocie.

A więc, w sobotę,
Bergerac Cyrano zmarł,|bo podstępnie go zamordowano.
Co ci się stało?
Los wielki szyderca!
Paść od cięcia szpady,|z grotem w głębi serca!
Kto by przypuszczał,|że Bergerac padnie
pod ciosem belki,|z rąk lokaja, zdradnie?
Wszystko mnie tedy,|nawet śmierć, zawodzi.
Raguenau, płakać się nie godzi!
Idżcie po pomoc!
Nie, niech zostanie,
bo kiedy powróci,|już mnie tu nie stanie.

Gdzie twoja kariera?|Nie jesteś już piekarzem?
Nie, jestem u Moliera.
Przyjaciele poeci winni|mej biedy.
Twa żona odeszła...
Co u Moliera robisz tedy?
Świece zapalam...
Lecz jutro odchodzę!|To niegodziwiec!
Gdy nowe dawał przedstawienie,|okradł was w najlepszej scenie!
- Żywcem przepisał!|- Sławne: "pal go licho!"
On ci to zabrał!
Dobrze zrobił. Cicho.
Widzów ta scena bawi?
Wyśmienicie!|Ach, jak się śmiano!
Całe życie byłem tym jedynie,|co innym bodżca daje,
a sam ginie!
Pamiętasz wyznanie Chrystiana,|tam pod balkonem?
Otóż treść, zebrana|z mojego życia!
Podczas gdy ja w cieniu|na dole stoję,
inni na górze, wśród zabawy,|spijają za mnie pocałunek sławy.
Że jest to słuszne,
nad grobem się godzę,
Molier miał geniusz,
a Chrystian urodę.

Siostry! Chodżcie szybko!
Nie wzywaj ich, pani,|niech się zajmą modlitwami.
Jam ciebie unieszczęśliwiła!
Przeciwnie!
Wszak obcą mi była słodycz|niewieścia.
Ja nie zachwycałem|rodzonej matki.
Siostry też nie miałem.
Póżniej, kochanka,|co szyderstwem drażni,
a tobie zawdzięczam...
choć trochę przyjażni.|Przeto...
Ty byłaś jedyną w mym życiu|kobietą.
Żyj, ja cię kocham!

Za póżno, kuzynko...
Tam, gdzie księżyca łunę|widać srebrną,
ujrzę niejedną mi duszę|pokrewną.
Ciebie tam spotkam na księżyca|kresie, Galileuszu,
ciebie, Sokratesie.
Filozof,
fizyk,
pieśniarz miłosny,
rębacz i muzyk,
kpiarz bezlitosny,|żeglarz powietrzny,
poeta natchniony,
kochanek...|acz nie spełniony.
Spoczywa ze spokojnym obliczem
Cyrano de Bergerac,
co był wszystkim,|a nie był niczym.
Przepraszam.
Idę, niech nie czeka.
Patrzcie, księżyc wabi mnie|z daleka.
Nie chcę pomocy!
Tu czekam, pod drzewem...
Idzie.
Już mrozi mnie zimnym|powiewem,
w ołowiu cała!
Nie uczuwam lęku.
Przybywaj pani, czekam,|z mieczem w ręku!
Co?
To zbyteczne?|Szkoda mego męstwa?
Lecz się nie walczy w nadziei|zwycięstwa.
Nie! Tym piękniej, gdy można|przysiąc, że się polegnie.
Wielu was tam?
Tysiąc!
Widzę was wszystkie wrogi,|wszystkie trądy!
Obłudę,
tchórzostwo,
przesądy!
Dalejże, śmiało, w bój,|plemię padalcze,
ja nie pytam,|walczę, walczę, walczę!
Bierzcie mi wszystko,|róże i wawrzyny, rwijcie!
Lecz wara od rzeczy jedynej,
którą zabiorę z sobą,
tam, do Boga, którą pył zmiotę|z błękitnego proga,
jedynej rzeczy bez skazy, tej,|którą wbrew wam zabiorę!
Ta rzecz?
Moje pióro...


Akt pierwszy ; Akt drugi ; Akt trzeci ; Akt czwarty ; Akt piąty

Cyrano de Bergerac Edmonda Rostanda w Polsce

strona startowa - kliknij!
www.cyrano0.republika.pl
cyrano0@op.pl
Gabriela Bonk