Cyrano de Bergerac Edmonda Rostanda w Polsce |
Cyrano de Bergerac - AKT
czwarty Gaskońscy Kadeci Le texte du drame on-line en
polonais: acte 4. W podawanych na witrynie fragmentach tekstu zachowano ortografię z przedwojennych wydań dramatu. |
|
Cyrano de Bergerac: Komedia
bohaterska w 5-ciu aktach/ Edmond Rostand. Tł.
Maria Konopnicka i Włodzimierz Zagórski. Warszawa: Red.
"Gazety Polskiej", 1898. 11 x 16 cm. T.
1-2, 158 + 159 s. Pełny tekst on-line w formacie PDF (akt czwarty) Akt pierwszy ; Akt drugi ; Akt trzeci ; Akt czwarty ; Akt piąty |
Streszczenie
za: Stanisław Marczak-Oborski: Iskier przewodnik teatralny.
Warszawa: Iskry, 1971. s. 292- 293.
Roksana podstępem przedziera się przez pierścień wrogów otaczających wojska oblegające Arras, by powiedzieć Chrystianowi, że nie fizyczna piękność, lecz poezja jego listów przesyłanych dwa razy dziennie podbiła na zawsze jej serce. Dopiero te słowa uświadamiają Chrystianowi miłość Cyrana narażającego życie, by w jego imieniu przesłać wyznania ukochanej. Żąda od przyjaciela przedstawienia prawdy Roksanie - niech wybierze między nimi dwoma. W rozpoczynającej się walce pierwsza kula zabija Chrystiana. Jego śmierć zamyka na zawsze usta Cyranowi. |
Stanowisko
zajęte przez kompanję Carbona de Castel-Jaloux podczas
oblężenia Arras'u. W głębi szaniec przerzynający
całą scenę. Po za nim widać płaszczyznę: pole poryte robotami oblężniczemi. Mury Arrasu i sylweta dachów, rysująca się na niebie, w wielkiej odległości namioty, broiń w kozłach, bębny itd. Świta. Żółtawy brzask poranny. Straże w odstępach. Ogniska. Gaskońscy Kadeci śpią owinięci w płaszcze. Czuwają. Carbon de Castel-Ja'loux i Le Bret. Obaj bardzo bladzi i wychudli. Chrystjan śpi, wraz z innnymi owinięty w płaszcz - na pierwszym planie, twarz w odblaskach ognia. Cisza. |
|
SCENA
PIERWSZA. Chryitjan, Carbon de Castel-Jaloux, Le Bret, Kadeci, później Cyrano. Le Bret. Carbon. Le Bret. Carbon (dając mu znak, aby
mówił ciszej). Le Bret (Kadeci układają się napowrót do snu. Nowe strzały, bliższe). |
|
Jeden z
Kadetów. (rzucając się). Na szatana! Cóż ? znowu ? Carbon. (Głowy, które się podniosły, kładą się znowu do snu). Warta (z poza sceny). Glos Cyrana Warta (na szańcu). . Cyrano. (Wchodzi, Le Bret idzie naprzeciw niemu, zaniepokojony) Le Bret. Cyrano (dając mu znak, aby
nikogo nie budził) |
|
Powyżej początek tekstu podano
za: Cyrano de Bergerac: Romantyczna komedia w 5 aktach / Edmond Rostand; Tł. Jan Kasprowicz; Wstęp Juliusz Bandrowski, L. Heller. Warszawa: E. Wende i S-ka, [ok. 1913-1920].- 11 x 18 cm, XV, 369 s. Poniżej napisy do filmu: Za ilustracje serdecznie dziękuję Tomaszowi Sertillanges`owi!! - Merci Bien! |
Rannyś?
Skądże! Przywykły mnie już|chybiać te hetki-pętelki.
To szaleństwo, Boże wielki,|dla listu życie narażać co rana.
Kiedy na listy czeka Roksana.
Tylko nic mu nie mów.
Gdyby ona wiedziała,|że on głodem przymiera...
I jak zawsze piękny.
ldż lepiej spać.
Le Bret, już nie gderaj!
Znam miejsce, gdzie łatwo można|obejść Hiszpanów,
byle z ostrożna.|Pijani w sztok.
Mógłbyś nam jadła przynieść.
Trza mieć lekkie kroki.
Wstyd! Wroga oblegać i samemu|wpaść w oblężenie!
Gdzie idziesz? Spać wreszcie?
Nie wiem, mam natchnienie.
- Do czego?|- Listu drugiego.
Uspokójcie się, chłopcy!|Przestańcie!
Dość tego!
- Co im jest?|- Głodni są!
Ja też. I cóż?
Mnie z głodu w uszach dzwoni.
Kłamiesz! Brzuch głodny,|nie uszy!
Richelieu w Paryżu|cztery razy w dzień jada.
I pewnie kuropatwę przysłać|nam wypada?
I wina! Czemu nie?
- Zjadłbym wołowiny...|- Gulasz z baraniny.
- Wątróbka duszona!|- Cebulka smażona!
- Pasztet z kaczki!|- Fasolka!
- Naleśniki!|- Słoninka i buraczki!
Jestem głodny!
A wy tylko o żołądku?!
Hej, grajku, pójdż tu, dziadku|i graj
po porządku.
Wszakże byłeś pasterzem,|Bertrand ci na imię?
Graj tym pasibrzuchom,|co w nich dusza drzymie.
Słuchajcie, gaskończycy,|to nie róg bojowy,
to fujarka siół naszych,|to flecik wierzbowy.
To nie surma wojenna,|co śmierci znak niesie,
to piszczałka pastusza|rozbrzmiewa po lesie.
Słuchajcie, to nasze pola,|łąki, wrzosy,
to gra mały koniarek,|sczerniały i bosy.
To szept zielonych gajów,|to szum modrej rzeki.
To Gaskonia nasz kraj,|drogi, daleki.
Oni płaczą.
Tęsknota! To lepiej,|niż ból fizyczny.
Moralnie krzepi.|Gorzej osłabi takie rozczulenie.
Co to?
Widzisz? Dość werbla i na bok|z tęsknotą.
Też Gaskończyk przecie.
Fałszywy, a taki najgorszy|na świecie. Każdy Gaskończyk
musi być wariatem, ten|niebezpieczny, co rozumny zatem.
- Ależ blady.|- Bo głodny jak piechur prosty.
I my uszy do góry!
Fajki, kości, karty!|A ja czytam Descarta!
Dzień dobry.
Pozieleniał.
Oczy tylko w głowie.
Moi panowie,|zewsząd wieść dochodzi,
że górskiej szlachty wzgarda|we mnie godzi,
że tych baronków, paniczów klika|nie chce szanować
swego pułkownika.|Jedynie gardzić wami mogę!
Jak ja się rzucam w wojenną|pożogę, to znane!
Wczoraj, w Bapaume,|wraz z ludzi garstką,
trzykroć natarłem!
- A co z szarfą pańską?|- Znacie ten
szczegół?
Przy szarży trzeciej|banda zbiegów na mnie leci
i wpycha na wroga|straże przednie!
Niebezpieczeństwo było|niepowszednie,
śmierć lub niewola.|Po rozum do głowy!
Zrywam tę szarfę, co wodza|oznacza, rzucam za siebie
i tym sposobem czujność wroga|grzebię.
Wracam i z mymi dalej w bój|zażarty!
I cóż ty na to?
Henryk Czwarty, choćby go kule|zewsząd
zasypały,
byłby ocalił swój|pióropusz biały.
Lecz sztuczka się udała.
Przed wrogiem nie tchórzy|kto ma ten zaszczyt,
że mu za cel służy!
Gdybym widział to szarfy|spadanie, tem się odwagi
nasze różnią, panie,|podniósłbym ją i przypasał sobie.
Pycha gaskońska!
Pycha? Dziś to zrobię!
Dajcie ją tylko!|Wdrapię się na wały pierwszy!
Chwal się waść!
Wszak została za linią wroga,|gdzie nawet najmężniejszy
po nią się nie waży.
Oto jest!
Dzięki. To się dobrze darzy!
Ta biała szmatka będzie sygnałem,|którego do tej chwili
użyć się wahałem.
Kto to?
Szpieg fałszywy, wiele usług|nam oddaje,
nosi Hiszpanom wieści,|jakie mu podaję.
Duża wygoda.|Jeszcze jedna sprawa...
W nocy szykuje się wyprawa|po prowiant do Dourlens.
Pułk cały w drogę wyrusza,|kadeci zaś w obozie zostać muszą.
- A jak się Hiszpanie dowiedzą?|- Już wiedzą!
Do ataku ruszą zanim|słońce wstanie!
Jeśli wstrzymacie ich przez|dwie godziny,
z odsieczą powrócą nasze drużyny.
A jak sił nie stanie?
Łaskawi będziecie|dać się zabić,
panie!
Więc zemsta nareszcie?
Wasza brawura jest znana.
W każdym razie, służąc królowi,|służę też własnej
urazie.
Cierpcie, bo wdzięczność mam|dla zemsty waszej.
Was ani setka zbirów nie|odstraszy, więc i do tej walki
buta was pogoni!
Do widzenia, panowie|kadeci z Gaskonii!
- Co robisz?|- Nic.
Kłamiesz. Pokaż.
Chcesz tego?
Tak!
List pożegnalny od ciebie.
- Do Roksany?|- A kogóżby innego?
I sądzisz, że posłaniec w niebie|list jej zaniesie?
Nie, do Valmy przejść można.
- To niemożliwe.|- A jednak.
Więc to robiłeś?
Tak, nocą, z ostrożna.
Częstoś pisał listy?
Częściej niż sam myślisz.
Codziennie?
Odpowiadaj!
Tak, co dzień,
dwa razy.
I to cię upajało!|I przez toś życie ważył!
- Tak, dla ciebie.|- Nie, dla niej!
Nic mi nie mówiłeś,|lecz teraz rozumiem.
Nie, mylisz się.
- A to kółko?|- Kółko?
To łza, rozróżnić umiem!
Być może. Tak, ta mała plama,|bo widzisz, poetę
rozczula gra sama. On się tak rolą|przejmuje, że płacze.
Dokąd idziesz?
Cyrano! Potrzebne kartacze!
Weż Le Breta ze sobą|i pięciu chłopaków.
- Dokąd idziesz?|- Do Vimy, list muszę nieść!
- List?|- Szalony!
A my idziem jeść!|Skradniem ich jadło, mszę mają.
Chodu!
Umrzeć, zgoda,|byle nie z głodu!
Bierzmy!
O, rety! Ale gorące!
- Szybko! Jest pieczeń!|- Jaka pachnąca!
Jakże dojechać tu pani mogła?
Przez Bethune i Vimy,|przez las droga wiodła.
- To szaleństwo!|- Zbyt długo trwa oblężenie.
- Nie możesz tu zostać.|- A gdzież się podzieję?
Ma rację, ucieczką|niech się pani salwuje!
- A dlaczego?|- Bo wróg nas wnet atakuje!
- Świetnie, będziem walczyć!|- Musisz jechać, miła.
Nie po tom tę drogę przebyła,|chcę bitwę obejrzeć.
Głód czuję.
Powietrze tutaj świeże.
Zjadłabym...
pasztet, wino, kuraka pieczonego,|Który z panów by podał?
Pani, brak nam tego.
Perliczki, pstrągi,|szynek rząd cały...
Skąd wziąć te specjały?
A z mojej karety!
Ale kto nam pokroi mięsiwa|i pasztety?
Jest w mym powozie mistrz|niezrównany, idżcie, panowie,
bo to ktoś wam znany.
W każdej wiązce chrustu|- kuropatwy z rusztu!
A każda latarnia to|mała spiżarnia!
Czerwone czy białe?
Może chleba?
- Płaczecie?|- To takie doskonałe!
Więc w wytwornisi tkwiła|heroina?
Panie de Bergerac,|wszakżem twa kuzyna!
Hejże! Gaskończycy!
A gdzież kadeci?
Czyżby to dezercja?|l tchórz ich obleciał?
Zająć pozycje!
Pan jesteś pąsowy!
To krew przed bojem|uderza do głowy!
- Są pijani!|- Kto? My!
Wstawać! Wszyscy do działa!
Dzięki, panie! Troska o nas|niemała!
Powariowali!|Walczyć w tym stanie!
Baczność! Do broni!
Witaj, waćpanie!
Nadchodzą!
- Jedżcie! To rozkaz!|- Zostanę.
- Zostajecie?|- Tak.
Dobrze!|Proszę o muszkiet!
W niebezpieczeństwie|nie rzucam kobiety.
Trza mu chyba dać jeść|- ma zalety!
Żywność?
Wyłazi ze wszystkich kaftanów.
l ja mam może zjadać|resztki panów?
Postępy!
Na czczo bić będę się za dwóch!
Słyszycie? W górę go!|Wiwat! A to zuch!
- Zostań tu!|- Dokąd idziesz?
Chcę, byś tu czekała!
Dlaczegoś przyjechała?
- Winą są twoje listy.|- Ach, więc dla listów?
Przez miesiąc tyle się zebrało,|coraz piękniejsze!
Od nocy owej, gdy mi twój głos|niezwykły i dla mnie nowy,
pod balkonem odsłonił twą duszę|kocham cię, wyznać muszę!
drżąca melodia szeptów|z tej cudnej nocy!
Po wielekroć je odczytuję,|a w każdym liście,
w każdym wierszu czuję|ślad twej miłości.
Wybacz, kochany, że ja,|dziewczę młode
mogłam cię kochać tylko|za urodę!
Lecz gdy odkryłam piękno duszy|w tobie,
to pokochałam równocześnie obie.
A dziś?
Twój pozór w samym tobie ginie,|dzisiaj ubóstwiam
- duszę twą jedynie.|- Nie!
Ciało, które mnie tak uwiodło,|już się nie liczy, to za
mało.
Nie!
Jeszcze wątpisz,|żem jest pokonaną?
Nie chcesz w tę miłość wierzyć?
Roksano, ja tej miłości|nie chcę, ja tę wolę,
w której gram zwykłą,|pospolitą rolę.
W której kobiety za tobą|szalały? Aleś ty godzien
- większej chwały, miłości lepszej.|- Dawniej lepiej było!
Ja kocham całej duszy siłą,|wszystko,
- co twoje stanowi istnienie...|- Milcz!
Kocham i cenię! Jakież mam z|twojej urody pożytki?
- Bądż nawet...|- Zamilcz!
- Nie, powiem...|- Brzydki?
Tak, nawet brzydki.
- Co tobie?|- Moja miłość w grobie.
- Ciebie Roksana kocha.|- Nie!
Właśnie wyznała, że mnie|za duszę jeno pokochała!
Rzecz skończona,|ona ciebie, ty ją!
- Ja?|- Wiem.
- Nie przeczę.|- Szalenie.
Bardziej.
- Powiedz jej to, człecze!|- Nie!
- Czemu nie chcesz?|- Spójrz na mnie!
- Wyznaj wszystko!|- Kusisz, lecz honor nie pozwala!
Dość mam męki noszenia|w sobie rywala!
Zanim powrócę,|pomów z nią szczerze!
- Chcę wiedzieć, który!|- Ciebie wybierze!
Mam nadzieję!
Roksano!
- Co on chciał?|- Nic! ldż, tu niebezpiecznie.
Co mówił? Ach, idzie!
Nie chce wierzyć może|w to, com mówiła?
Boże! Prawda to była?
Kochać go będę nawet gdyby...
Przy mnie trudno ci wyznać...
Nie zranisz mnie.
- Nawet, gdyby był brzydki?|- Tak, brzydki.
- Straszny?|- Tak, straszny.
Gdyby był wstrętny, groteskowy|bez mała,
nadal byś kochała?
Jeszcze bardziej, wierzcie!
Mój Boże.
Miałożby szczęście przypłynąć|nareszcie?
Słucham? Co mówicie?
Chcę ci coś wyznać, Roksano,|ja skrycie...
Chrystian!
On żyje...
Roksano...
Powiedziałem, ona kocha ciebie.
- Zajmijcie się panią!|- Nie, zostań!
Bój wre!
List zostawił!
Ty jeden go znałeś,|to był duch wzniosły,
szczytny, wspaniały!
Poeta czuły, namiętny...|Wyższej godzien chwały!
Z duszą niezrównaną,|z sercem głębokim i pięknym...
Żegnaj, Roksano!
Akt pierwszy ; Akt drugi ; Akt trzeci ; Akt czwarty ; Akt piąty
Cyrano de Bergerac Edmonda Rostanda w Polsce |
www.cyrano0.republika.pl
cyrano0@op.pl
Gabriela Bonk