|
Osoby:
|
Paulina Reżyser dwaj Aniołowie (1) dwaj Aniołowie (2) znowu dwaj Aniołowie (3) Maryja Józef |
I
Światło o bardzo słabym natężeniu. Scena: białe płótno rozwinięte przez Anioły, które podtrzymują je i jest to widoczne dla widowni... Zza kurtyny słychać śpiew gregoriański, albo inną, stosowną linię melodyczną.... Inne Anioły "poszukują czegoś", chodząc po scenie ze świecami; poruszają się płynnie, sennie ale są natarczywi w szukaniu. Muzyka cichnie, Anioły schodzą ze sceny...
Głosy zza sceny:
Ziemia
była bezładem...
Ziemia była pustkowiem
Ciemność była... 3x
Muzyka wzmaga się i potem cichnie...
Wchodzą aktorzy z latarkami:
Monika - Ale ciemno dzisiaj na tej ulicy!
Marta -Tak, często tu tak bywa! Stale ktoś tłucze lampy... Ostatnio nasz sąsiad z naprzeciwka złamał nogę...
Monika - Jak jest ciemno, mam wrażenie, że jest pusto... Okropne jest to uczucie całkowitej pustki... Jakby niczego, ani nikogo nie było... Nawet mnie...
Marta - Aha!... Dobrze, że mamy latarki! Latarka! Dobry wynalazek!
Monika - (z ironią) Pewnie Edison cieszyłby się twoimi zachwytami! Słysząc je umocniłby się w przekonaniu, że to co zrobił miało jakiś sens...
Marta - Edison! Co ty znowu z Edisonem? Co z tobą? Całe popołudnie jesteś zamyślona, a teraz takie teorie mi tu wygłaszasz!
Monika - Zamyślona... Człowiek czasem myśli.... Chyba cię nie dziwi, że i mnie się to zdarza?
Marta - Ależ! Myślenie to nie to samo co zamyślenie..., zamartwianie się nawet. Ociężałe wpadanie w siebie, chowanie się w sobie... Nie umiem wtedy z tobą rozmawiać!
Zresztą, nie musisz mi niczego tłumaczyć... Możesz sobie pozwolić na takie (z nutką ironii) niepokoje metafizyczne... Niczego ci nie brakuje... Wszystko masz...
Monika - Mieć wszystko, to nie wszystko...
Marta - Do jutra... o 19.00!
Monika - Tak. Pamiętam. Będę.
Wchodzi kolejna para aktorów z latarkami:
Sonia - Jutro planują wyjazd do Zakopanego! Bartek nawet miał zabrać swoje nowe płyty na drogę!
Iza -Tak?
Sonia - Nie udawaj, że nie wiesz! Trochę swobody nikomu nie zaszkodzi po takim ciężkim semestrze...
Iza - A pomoże..?
Sonia - A właściwie to dlaczego z nimi nie jedziesz? Są przecież wolne miejsca, a to ludzie z twojej paczki. Cieszyli się na ten wypad, a ty raptem jakieś chimery... Kobieto! Taka okazja! Zima! Zakopane!
Iza - Daj spokój. Jakoś nie mogę się otrząsnąć. Czuję się tak jakbym wyciągała rękę, szukała kogoś i ... stale dotykała pustki tylko...
Sonia - Wciąż o tym myślisz...
Iza - Gdybym wtedy miała odwagę ich powstrzymać... Bylibyśmy razem... Ale nie, nie miałam odwagi, by powiedzieć - nie wolno wam...
Sonia - To w sumie ich sprawa... Może tak musi być, że kiedy nie można być razem - trzeba się rozstać...
Iza - Ich sprawa (śmiech ironiczny)... A ja? Nie liczę się w tych kalkulacjach? Ty tego nie pojmiesz: masz dom , matkę i ojca, który wraca codziennie do domu. Jesz obiad, który ona ci poda i możesz liczyć, że masz komu powiedzieć co i jak...
Sonia - (zmieszana) Choć już... strasznie tu ciemno... I pamiętaj o jutrzejszej próbie!
Iza - Tak. Ciemno...
Aniołowie znowu" czegoś szukają.." ,muzyka w tle....
Dorota - To nie potrwa długo...
Teresa - Myślisz, że lekarze tym razem nie pomylili się?
Dorota - Widziałaś ją dzisiaj: policzki zapadnięte, blada, sama nawet nie może się najeść...
Teresa - Chyba nigdy nie zapomnę... Jej uśmiechu, kiedy układała puzzle z tysiąca elementów... Wydawało mi się wtedy, że cała się zatraciła w tej czynności... Uśmiechała się tak, jakby od tego tysiąca zależało coś ważnego... Po szkole biegła do domu i ślęczała godzinami nad układanką.... Albo kiedy w konkursie miała recytować ten tekst...
Dorota - Zaraz, zaraz... jak to było....
A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
Wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
Ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
We śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu...
Teresa - Miałam wtedy wrażenie, że nie recytuje Gałczyńskiego, ale coś z siebie... No i masz... za miesiąc taka wiadomość...
Dorota - Chodźmy do domu... Jutro próba! Pamiętaj!
Muzyka cichnie.
Siadają bezładnie, rozmawiają, zajęci sobą.
Wioletta - Słuchajcie, kto właściwie wpadł na pomysł zorganizowania tego przedstawienia???
Teresa - Co za pytanie? To przecież jest zwyczajem, że zawsze coś na Boże Narodzenie przygotowujemy! Tak będzie i w tym roku!
Iza - O rety!!!! (z niechęcią) Skoro mamy to robić dla tradycji i zwyczaju tylko - lepiej dajmy spokój jeszcze przed startem. Nie jestem w nastroju, by podtrzymywać jakieś tradycje!
Ela - Nie "jakieś", ale całkiem bliskie. Boże Narodzenie już niedługo! (po chwili)
Wczoraj spotkałam mamę Ireny.... Pytała czy już mamy scenariusz, bo Irka zawsze się angażowała w przedstawienia i teraz - choć jest w szpitalu - pyta stale o nas...
Monika - Co u Niej?
Dorota - Nie jest dobrze.... (zapada kłopotliwa cisza)
Wbiega reżyser, dość roztargniony, z plikiem papierów, "z głową w chmurach" - artystyczne usposobienie....
Reżyser - (Śpiewa kolędę, fałszuje nieco ,szuka czegoś w papierach, notuje, w międzyczasie rozmawia)
Paulina - ( radośnie) O! Wreszcie jesteś! Lekkie spóźnienie nigdy ci nie psuje humoru jak widać!
Reżyser - Ach! Ludziska! Świat jest bajecznie piękny! Szron grudnia mnie oczarował i stąd spóźnienie!
Monika - (wesoło) Zawsze to samo: radość, zachwyt, pogoda ducha! Jak ty to robisz?
Reżyser - Nie wiem. Staram się żyć po prostu i tak jakoś mi wychodzi...
No, a teraz do roboty! Zaczynamy. Póki co, niech Matka Boska weźmie Dzieciątko i zajmie miejsce gdzieś tu, blisko.
(słychać ścieżkę dźwiękową kolęd, układ na scenie zostaje uporządkowany)
(do Maryi) Musisz pokazać wszystkim, że tulisz w ramionach Nadzieję dla świata, Kogoś najważniejszego dla Ciebie i każdego z każdego z nas.... Tak to trzeba pokazać...
Maryja - Będzie trudno... Mnie nigdy nikt tak nie tulił. Nie potrafię tego zagrać...
Reżyser - Potrafisz, bo w tobie przecież jest tęsknota za miłością i to wystarczy, by umieć... Pokaż jak chciałabyś być przytulona przez matkę... (próby)
O, widzisz, ile w tobie ciepła i dobroci?
Maryja z Betlejem taka jest. Możesz być do Niej podobna... (poprawia układ stroju Maryi)
A gdzie Józef?
Józef - Jestem.
Reżyser - Stań tu. Jesteś dla Niej oparciem i dajesz poczucie bezpieczeństwa. Tak objawia się Twoja miłość do Niej.
Józef - Czasem widzę jak mój Ojciec patrzy na Mamę... Pewnie tu jest podobnie?
Reżyser - O tak! I gest. Ważne są gesty. Miłość musi objawić się gestem, słowo musi przyoblec kształt... Musi stać się konkretem... (pracuje nad Józefem) Dobrze!
A teraz dalej... Co my tu w scenariuszu mamy.... Zaraz, zaraz... Monika...
Monika - (wychodzi,, Anioł stąpa obok niej, podaje światło)
Gdzie jest
Betlejem pierwszych naszych gwiazd
Betlejem snu wśród gołębi śniegu
Opadających na trawy zapachu pełne? (E. Bryll)