|
"Boję
się, że całe życie będzie szedł pod wiatr, chyba, że
stanie przed Wszechmogącym
i przyjdzie do siebie. Żal mi, że James nigdy nie przyszedł do
siebie. (...) Albo dostrzegamy w końcu światło, albo umieramy,
uganiając się za nim." (s. 327)
Tak pisze w swym dzienniczku Mary Kathryn - jedna z pierwszych osadniczek XIX - wiecznej zachodniej Ameryki. Oddają one główną myśl obu przedstawionych w książce "Purpurowa nić" opowiadań. Ukazuje ona życie dwu kobiet: Mery Kathryn i współczesnej nam, Sierry. Czy można ich historie porównać? Wszak los Mery Kathryn przedzierającej się przez surowe, niezamieszkałe ziemie z gromadką dzieci, wśród różnych niebezpieczeństw był, powie ktoś, szczególny, ale przecież jest to fragment ludzkiego życia. W końcu Sierra żyjąca we współczesnym świecie również została przez "los" rzucona w środowisko zupełnie nowe, trudne do zaakceptowania; nagle została postawiona przed faktem konieczności przeprowadzenia się do... Los Angelos.
Droga wozami przez Kansas do domu, który trzeba będzie naprędce z byle czego zbudować w Oregonie, a wygodnym samochodem do luksusowego domu w Los Angelos, to tylko pozorna wielka różnica. W obu przypadkach chodzi o porzucenie dotychczasowej stabilizacji, narażenie się na niepewność, trud, niezrozumiałe ambicje męża, i o... to wszystko co mieści się w pojęciu: miłość, a więc również tak trudne zawsze przebaczenie i pojednanie.
Obie opowieści autorka zręcznie splotła ze sobą - ta, mówiąca o przeszłości jest z początku tylko pamiętnikiem czytanym przez praprawnuczkę Sierrę, w końcu, w miarę różnych perypetii życiowych Sierry, staje się dla niej testamentem duchowym przodkini. Dlatego też przesłanie jakie obie historie przekazują ma wymiar ponadczasowy, uniwersalny: w imię miłości iść tam gdzie prowadzi Bóg, gdzie On wyznacza cel i czasem w dziwnych splotach okoliczności posyła - tam odnaleźć można dopiero prawdziwe szczęście, bo tam dokonać się mogą cudowne przemiany, te najważniejsze, bo mające miejsce w samym centrum człowieka, jego sercu.
"Przyjść do siebie" - to doświadczyć właśnie tej prawdy, czasem trzeba czekać na tę chwilę długo, błądząc, zadając ból innym i raniąc siebie... Często właśnie, by "przyjść" trzeba wyruszyć - jak Mojżesz na pustynię, poza pustynię - na skały gdzie zobaczył płonący krzew, co zmieniło jego życie. Mary Kathryn i Sierra wyruszyły nie tylko poza swoje dotychczasowe ułożone życie, ale również poza swoje zaszufladkowane schematy myślenia.
Mery Kathryn na końcu swoich zapisków, stając przed Bogiem wyznaje: "Łzy to balsam, koją i oczyszczają. Pełnia dostatku i smutku. Zimno, żebym doceniła ciepło. Także nawóz, choć nie wiem czy podoba Ci się, że o tym mówię. Ale kiedy się go rozrzuci i przykryje ziemią, i zasieje ziarno, dzięki niemu wszystko rośnie. To jak nieszczęścia w moim życiu. Dzięki Zmartwychwstaniu i Rozpaczy przyszłam do Ciebie, Panie, i teraz za nic nie chcę odejść".
Słowa te całkowicie wyraziły również przeżycia i wdzięczność Sierry. Myślę, że mogą także każdego czytelnika skłonić do refleksji na temat tego co w życiu jest najważniejsze, i gdzie jest owo światło, które nadaje życiu sens, zatapia w miłości i pokoju, by nie szukać daremnie, gdyż uganiając się za złudzeniami możemy zmarnować całe życie.
Danuta Tum
W naszych zbiorach mamy także pozycję autorstwa p. Danuty Tum!!:
Danuta Pietras-Tum, Henryk Pietras: Litery w linę powiązane. Kraków: WAM 1992. ISBN 83-85304-25-8