JACEK KOLBUSZEWSKI Kazimierz Przerwa
Tetmajer: Cicho,
cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie i
wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze, lekko z
wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie... nietoperza
ścigajmy, co po cichu tak leci, (W: Poezja polska od romantyzmu do dwudziestolecia międzywojennego : Interpretacje. Red. Alina Kowalczykowa, Teresa Marciszuk. Warszawa: Stentor, 1999. ISBN 83-86018-65-8, s. 129- 140.) |
Kazimierz Tetmajer
Tatry znał doskonale, był nawet pierwszym zdobywcą jednego z
wielkich tatrzańskich szczytów, Staroleśnej, a Czarny Staw
Gąsienicowy, stanowiący jeden z najpiękniejszych i
najsłynniejszych obiektów topograficznych w Tatrach Polskich,
był jednym z jego ulubionych miejsc w tych górach. Poeta nieraz
przesiadywał na jego brzegu długo w noc. Tadeusz Boy-Żeleński
(1874-1941) po latach wspominał, jakie na nim, piętnastoletnim
wówczas chłopcu, ogromne wrażenie sprawiały recytowane przez
Tetmajera w tej górskiej scenerii morskie wiersze Heinricha
Heinego. Melodia mgieł nocnych dotyczy właśnie górskiego
stawu, biograficzna zaś anegdota wiąże okoliczności powstania
owego wiersza z pewną letnią nocą spędzoną przez poetę w
1892 roku nad jego brzegiem w towarzystwie pięknej Stefanii
Sempołowskiej (1870-1944), później wybitnej działaczki
społecznej, oraz wspominanego już Tadeusza Żeleńskiego (1874-1941),
z czasem autora dowcipnych Słówek i wybitnego tłumacza
literatury francuskiej. Tetmajer, który się bardzo
Sempołowskiej podobał, trochę z nią flirtował, ofiarował
jej nawet jeden ze swych miłosnych wierszy, ale flirt nie
przemienił się w miłość, ich drogi się rychło rozeszły.
Śladem tylko pewnego zdarzenia, wspomnieniem nastrojowej nocy
nad pięknym górskim jeziorem stał się ów wiersz. Nasza
jednak o tym wiedza pochodzi nie tylko z tego utworu, lecz spoza
niego, z zewnątrz, z przekazów pamiętnikarskich o poecie. Czy
zatem jakaś znajomość owego epizodu, o którym wiemy i tak
bardzo niewiele, ma jakiekolwiek znaczenie dla sposobu
odczytywania i rozumienia Melodii mgieł nocnych ? Nie ma
przecież w tym wierszu najmniejszego nawet śladu po nim, tak
samo jak nie ma w nim pięknej Stefanii Sempołowskiej.
Przytoczona tu anegdota należy bowiem jedynie do dziejów
wiersza, na sposób zaś jego odczytywania, co oczywiste, nie ma
najmniejszego nawet wpływu. Warto ją jednak było przytoczyć,
choćby dlatego, że dobrze ukazuje kulturową atmosferę epoki i
pewien styl zarówno estetyzującego, jak i kontemplacyjnego
przeżywania przyrody, ukierunkowany na jej odbiór nastrojowo-emocjonalny
i symboliczny, tak charakterystyczny dla Młodej Polski - w jej
literackich przejawach i w sposobach ludzkich zachowań.
Melodie mgieł nocnych Tetmajer napisał więc najprawdopodobniej
w okresie między jesienią 1892 a wczesną wiosną 1894 roku,
acz wykluczyć nie można, że pomysł wiersza zrodził się w
jakiejś mierze z inspiracji Heinego, wcześniej, już w latach
1889-1890. Sposób jednak rozwiązania owego poetyckiego zadania,
jakie sobie Tetmajer postawił, dość wyraźnie wskazuje na to,
że Melodię mgieł nocnych pisał on już w czasie, gdy jego
warsztat poetycki osiągał pełnię rozwoju. Tę wiąże się
tak w dziejach twórczości Tetmajera, jak w historii literatury
Młodej Polski, z rokiem 1894.
Otóż Melodię mgieł nocnych (Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)
Kazimierz Tetmajer ogłosił drukiem właśnie w 1894 roku w
warszawskim miesięczniku "Ateneum" (1876-1901). Pismo
to odegrało istotną rolę w dziejach kultury polskiej, a do
grona współpracowników należeli wybitni literaci i krytycy.
Choć był to periodyk o rodowodzie ściśle pozytywistycznym i
otwarcie polemizował z młodopolską koncepcją "sztuki dla
sztuki", to jednak za czasów, gdy redagował go wybitny
historyk literatury polskiej i krytyk Piotr Chmielowski (1848-1904),
a były to lata 1881-1897, gościł czasem na swych łamach
pisarzy młodopolskich. Publikowali w nim swoje utwory między
innymi pisarze tej miary, co Lucjan Rydel, Kazimierz Tetmajer i
Stefan Żeromski. Piotra Chmielowskiego drażnił wprawdzie
"bezwstydny erotyzm" śmiałej na owe czasy liryki
miłosnej Tetmajera [Lubię, kiedy kobieta], zarazem jednak był
on prawdziwym, wielkim entuzjastą jego wierszy o Tatrach i
podhalańskiej góralszczyźnie, l stąd zapewne Melodia mgid
nocnych jako niezwykle nowatorski, oryginalny wiersz o tematyce
tatrzańskiej zdobyła sobie uznanie ówczesnego redaktora "Ateneum"
i mogła być w jego czasopiśmie wydrukowana obok paru innych
wierszy z tego zakresu.
Miarę zaś znaczenia, jakie Tetmajer przywiązywał do owego
utworu, daje fakt, iż pomieścił go w tym samym 1894 roku w
słynnym tomiku wierszy Poezje. Seria II. Rola tego poetyckiego
zbioru polegała na tym, iż zapoczątkował on dojrzałą fazę
literatury okresu Młodej Polski. Właśnie ta książka
Tetmajera, co prawda wespół z innymi zdarzeniami literackimi,
była wyrazem i przejawem pełnego literackiego triumfu pokolenia
-mniej więcej trzydziestoletnich pisarzy, zajmujących od tego
momentu najważniejsze miejsce na Parnasie literatury polskiej.
Tetmajer miał w tym udział bardzo duży. Jego wiersze ze
wspomnianej drugiej serii Poezji, a było wśród nich sporo
utworów o tematyce góralskiej (miedzy innymi słynny List
Hanusi, zapoczątkowujący twórczość w gwarze podhalańskiej)
i tatrzańskiej, krystalizowały model języka poetyckiego
Młodej Polski. Wyraziło się w nich nowe zupełnie widzenie
Tatr, które właśnie wtedy stawały się z dnia na dzień coraz
modniejsze, coraz chętniej i liczniej zwiedzane przez
przyjezdnych z wszystkich trzech zaborów.
Melodia mgieł nocnych to jeden z bardzo ważnych przejawów
poszukiwania i odnajdywania nowej koncepcji języka poetyckiego,
zdolnego wyrazić uczucia, zjawiska i wartości, dla których ani
zainteresowania, ani tym bardziej zrozumienia nie miały
poprzednie epoki literatury polskiej. Co przy tym ważne,
chodziło tu nie tylko o same Tatry, ale o krąg spraw szerszy, o
zagadnienie sposobu poetyckiego pojmowania zjawisk przyrody, a
także o artystyczne zadania poezji. Tatry zaś jawiły się tu
jako szczególnie charakterystyczny, modelowy wręcz zespół
zjawisk owej przyrody. Nic przeto dziwnego, iż Tadeusz Boy--Zeleński
wspominając po latach owe czasy, napisał żartobliwie, acz ze
sporą dozą prawdy, rzecz jednak znacznie upraszczając, że
Młoda Polska dzieliła się na "szatańską" i "tatrzańską".
Tę pierwszą reprezentowali na przykład Stanisław
Przybyszewski
i Tadeusz Miciński. Druga, tatrzańska, najważniejszych
przedstawicieli znalazła przede wszystkim właśnie w Kazimierzu
Tetmajerze, ale obok niego także w Stanisławie Witkiewiczu,
Franciszku Nowickim czy Janie Kasprowiczu. Melodia mgiel nocnych
należy zaś do najsławniejszych wierszy Tetmajera i jest jednym
z najciekawszych, reprezentatywnych dla owej "Młodej Polski
tatrzańskiej" utworów, będąc zarazem nie tylko w jej
ramach, ale w zakresie całej poezji młodopolskiej jednym z
wierszy najbardziej oryginalnych i niezwykłych. Czyniąc
zbiorowym podmiotem lirycznym swego wiersza nocne mgły,
przelewające się w świetle księżyca nad Czarnym Stawem
Gąsienicowym, sięgnął Tetmajer po pomysł znany już dobrze z
tradycji poezji romantycznej. W poezji romantycznej bowiem nieraz
pojawiały się utwory, w których podmiotem mówiącym były
zjawiska przyrody. To przecież literatura romantyczna pierwsza w
tak szerokiej skali wprowadziła ich animizację i
antropomorfizację. Odmienność jednak pomysłu Tetmajera od
owych utworów romantycznych polega na tym, iż jego wiersz nie
jest - w tradycyjnym duchu - monologiem mgieł skierowanym do
jakiegoś odbiorcy (może czytelnika?) dającego się
zlokalizować wewnątrz tekstu bądź konkretnie rysującego się
a osadzonego gdzieś poza tekstem. Jest to bowiem "melodia",
którą mgły nucą po cichutku same dla siebie i same do siebie.
Co bardziej jeszcze osobliwe, owa "melodia" nucona
przez nocne mgły nad uśpioną, cichą, znieruchomiałą i
spokojną wodą stawu mimo ogromnej subtelności form jej wyrazu
odczytana być może jako zbiór wyraziście uszeregowanych,
dość kategorycznie wyrażonych za sprawą zastosowania trybu
rozkazującego czasowników, zakazów i nakazów, przy czym, jak
to łatwo dostrzec, nakazy i sugestie, prawdę zaś mówiąc,
autosugestie, przeważają tu znacznie nad zakazami.
Nim zajmiemy się ich skomentowaniem, zauważymy, że choć
wiersz Tetmajera ma postać stychiczną (jest utworem ciągłym,
nie dzieli się na strofy, zwartość zaś jego formy
ugruntowują parzyste rymy), to jednak z łatwością można
dostrzec jego dwuczęściową, niemal symetryczną kompozycję.
Jego bowiem część pierwszą stanowią wersy 1-8, drugą zaś
wersy 9-20, przy czym początkiem obu jest pewnego rodzaju "zakaz"
dany przez mgły samym sobie: "nie budźmy śpiącej wody w
kotlinie".
Ten "zakaz" pojawia się wprawdzie w wierszu Tetmajera
tylko dwukrotnie (w. 1 i 9), pełni jednak doniosłą funkcje
kompozycyjną i znaczeniową. Jest jeden tylko i ten sam dwa razy:
nocne, pląsające "po przestworów głębinie" mgły
same siebie tu jakby ostrzegają, że zachowywać się mają
cicho, aby nie budzić "śpiącej wody w kotlinie", by
zatem nie budzić wód Czarnego Stawu. Powody owego zakazu-ostrzeżenia
z logicznego punktu widzenia nie są znane i nie zostały w
wierszu określone. Po prostu: nie wiadomo, dlaczego owych wód
nie wolno budzić. I wcale to nie jest ważne. Mamy tu do
czynienia z charakterystyczną dla nastrójotwórczej liryki
młodopolskiej sytuacją, w której związki o charakterze
przyczynowo-skutkowym po prostu nie mają istotnego znaczenia.
Możemy się tylko co najwyżej domyślać, że obudzenie przez
mgły tej "śpiącej wody w kotlinie" stworzyłoby
jakąś nową sytuację, która być może zagroziłaby swobodzie
pląsów mgieł "po przestworów głębinie". W ten
zaś sposób zbudzenie owej wody zniszczyłoby nastrojo-twórcze
oddziaływanie mgieł.
Daje tu o sobie znać takie pojmowanie poezji symboliczno--nastrojowej,
jakie odpowiada dość wyraźnie koncepcjom Jeana Moreas z jego
słynnego manifestu symbolizmu (1886), w którym mówił on, że
zadaniem poezji symbolicznej nie jest nazywanie zjawisk bądź
wartości, ale ich sugerowanie. Otóż tu właśnie myśl
poetycka Tetmajera pozostawia odbiorcy wiersza swobodę daleko
idącego domysłu, coś bowiem sugeruje, ale niczego precyzyjnie
nie nazywa. Myśląc najściślej, orzec więc tylko można, iż
wydaje się, że obudzenie przez te nocne mgły "śpiącej
wody w kotlinie" oznaczałoby stworzenie takiej sytuacji, w
której by one same były skazane na jakieś zagrożenie czy
nawet nieistnienie, acz może się to słusznie wydawać
sugestią przesadną.
Może więc lepiej nie doszukiwać się tu racjonalnych
przesłanek i powodów, dla których nocne u Tetmajera mgły
zabraniają sobie "budzenia śpiącej wody w kotlinie",
baczniej uwagę zwracając na to, iż (w. 2) znamienna dla
obszarów wodnych kategoria "głębi" została tu
przypisana "przestworom", a zatem obszarowi
powietrznemu. Ukazany jako "głębina" nabiera on
trudnych do bliższego określenia, podlegających interpretacji
intuicyjno-emocjonalnej znaczeń symbolicznych. W owej bowiem
"przestworów głębinie" (zastanówmy się nad
oryginalnością i ekspresją tej ładnej metafory) realizuje
się niezwykła, czarodziejska, piękna sama w sobie, tajemnicza
istota bytu mgieł.
W treści wiersza dominują wyraźnie autosugestie i zakazy,
jakie "mgły nocne", nucąc swą melodie, kierują same
do siebie. Wyrażone w trybie rozkazującym są one istotnie w
sensie formalnym jakimiś rozkazami, dawnymi przez owe mgły
samym sobie. Ich znaczenie polega jednak na tym, że spełniają
one także funkcje obrazotwórczą. W każdy bowiem z tych
nakazów czy rozkazów wpisany został jakiś element nocnego
pejzażu gór i ich suma stanowi poetycki obraz nocnych Tatr.
Owe nakazy czy rozkazy możemy łatwo wyliczyć. Oto najpierw
mgły każą sobie pląsać "lekko z wiatrem [...] po
przestworów głębinie", okręcać się "wstęgą
naokoło księżyca" (przy czym najistotniejszy jest
estetyczny skutek tego faktu czy zjawiska, uchwycony w duchu
impresjonizmu, ich "ciała przeźrocze" bowiem "nasyca"
wtedy - zabarwia - "tęcza blasków"), dalej -
wchłaniać szmer potoków ginących w jeziorze, z nim zaś razem
"limb szumy powiewne i w smrekowym szept borze". Mają
owe mgły zarazem spijać woń kwiatów na stokach górskich, by
potem, gdy już będą ich cechami nasycone, "dźwięczne,
barwne i wonne", nakazać sobie: ,Wgiąb wzlatujmy
błękitną" (w. 8).
,Wzlatywanie" jest oczywiście ruchem z dołu do góry.
Jakże zatem "wzlatywać" można "w głąb"?
Zauważmy jednak, iż już wcześniej (w. 2) mowa była o tym,
że mgły pląsają (mówiąc ściślej, pragną pląsać) z
wiatrem "po przestworów głębinie". Ten nakaz dany
samym sobie przez mgły nocne powtórzony został w wersie 10.
Dowodzi to, że jest on bardzo ważny. Z nim zaś wagi nabiera
owo pojęcie "przestworów głębiny".
Trochę wyraźniej zakres jego znaczeń odsłaniają te nakazy,
jakie nocne mgły, lekko z wiatrem pląsając po wspomnianej
"przestworów głębinie", same sobie dają w drugiej
części wiersza (w. 9-20). Szczególne znaczenie ma tu chwycenie
w ramiona spadającej gwiazdy po to, by ją "żegnać, zanim
spadnie i skona", oznacza ono bowiem, iż pląs mgieł nie
jest li tylko igraszką, ale także jest dotknięciem tajemnic
bytu i niebytu, życia i śmierci. Co przy tym także znamienne,
owe formy życia, z którymi mgły mają kontakt, przybierają
formę równie ulotną i wiotką: są "puchem mlecza" i
"ćmy błoną przeźrocza", a w konsekwencji niemal
iluzją: "snów pierzem puszystym", jawiącym się jako
byty realne, bo przecież to one "w powietrzu krąg toczą".
Dostrzeżenie subtelności form bytu kryje się wreszcie w
nakazie ścigania nietoperza (w. 15-16), "co po cichu tak
leci, jak my same".
"Przestworów głębina" - przestrzeń powietrzna, w
której latają i tańczą nocne mgły - rozciąga się od
powierzchni "śpiącej wody w kotlinie" aż po szczyty
gór, aż po sam nawet księżyc (w. 3). Co przy tym ważne, dwie
te formy przestrzeni - wodę w kotlinie i głębinę przestworów
wiąże w wersach 1-2 wyraźny rym: fotlinie-glfbime. To
związanie uprzytamnia jednak także pewien między nimi kontrast:
woda w kotlinie śpi, nie jest zatem głębią i przestrzenią o
charakterze aktywnym. Wszystko, co nocą się dzieje w tym
wierszu w górach, dokonuje się właśnie w przestworzach.
Wzlatywanie mgieł "w głąb błękitną" (w. 8) jest
zatem wnikaniem w przestrzeń tajemniczą, niezwykłą. Rzec by
można tak, iż im wyżej te mgły wzlecą, tym głębiej się
zanurzą w tajemnice bytu, czego dowodem wspomniany już motyw
gwiazdy spadającej, przed śmiercią żegnanej przez mgły.
Fantazyjnie impresjonistyczny charakter ma ostatni z naka-zów-obrazów
wpisanych w monolog mgieł. Nakaz, by mgły z siebie samych
uczyniły most miedzy szczytami gór, utwierdzony czy umocniony
przez "gwiazd promienie", pojawia się w zmienionej w
stosunku do całości wiersza konwencji gramatycznej. Nakazem
jest tu bowiem tylko wers 17., gdy pozostałe, ostatnie wersy
utworu (w. 18-20) ujęte zostały w trybie oznajmującym w czasie
przyszłym. Widzimy zatem, iż owe mgły doskonale wiedzą, co
się stanie "potem":
[...] gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce,
a wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie,
nim je zerwie i w pląsy znów pogoni nas skocznie...
Bardzo to misterna
konstrukcja poetycka. Kryje się za nią jakby pewność, że tak
właśnie będzie, że wiatr istotnie na owych iluzyjnych mostach
z mgieł na chwilę odpocznie, by potem je zerwać i mgły znów
pognać w ich zwiewny taniec. Stawia ona wyraźny znak równości
między wszystkimi treściami wiersza ujętymi w gramatycznym
trybie rozkazującym a zjawiskami opisanymi w czasie przyszłym
dokonanym. Owa więc "melodia" mgieł jawi się nie
tylko jako zespół nakazów, co one same powinny uczynić, ile
raczę] jako swoisty opis, co one w rzeczywistości robią. Ich
lot-taniec jest zatem ogarnięciem tych wielu różnych form bytu,
które tworzą nastrojową atmosferę nocnego tatrzańskiego
krajobrazu.
Odkrywamy tu ważną tajemnicę języka poetyckiego, która
polega na tym, iż prawa gramatyki i składni mają wobec niego
zastosowanie tylko częściowe. Język poezji nie jest bowiem
nastawiony na tworzenie związków logicznych (gramatycznych,
składniowych), ale emocjonalnych i nastrojowych. Gramatyczna
forma trybu rozkazującego zastosowana w wersach 1-17, formalnie
wyrażając nakazy, jakie sobie mgły nocne stawiają, w gruncie
rzeczy jest nastrójotwórczym opisem ich "zachowań".
Nakazując sobie zrobienie tego czy owego, w swym "monologu"
zbiorowym mgły w istocie mówią o tym, co w danej chwili
czynią, ogarniając swym tańcem, swymi poczynaniami, swą
także "melodią" jakby syntezę nastrojową
tatrzańskiego krajobrazu.
Interpretatorzy omawianego tu wiersza Tetmajera kładli zwykle
nacisk, być może pod sugestią tytułu wiersza, na to, iż jest
on próbą nadania poezji charakterystycznej "muzyczności".
Można się jej oczywiście dopatrywać w zgłoskowej organizacji
wiersza, w jego szacie słownej, w jego osobliwej rytmiczności
czternastozgłoskowca ze średniówką po siódmej sylabie.
Zaprzeczać temu nie trzeba. Wystarczy wiersz głośno
przeczytać, by się przekonać, iż jego dźwiękowa warstwa
jest niezwykła: takich wierszy przed wystąpieniem Tetmajera nie
znała poezja polska. Chyba jednak ważniejsze tu jest to, iż w
obrazową warstwę tego utworu, "wpisaną" oryginalnie
w monolog-"melo-dię", a zatem jakby śpiew mgieł
nocnych, wpisał Tetmajer swoistą syntezę wrażeń, jakie
wywołać mógł nocny krajobraz Tatr. Poeta odstąpił tu
zupełnie od tradycyjnej "opisowości" (nie zamierzał
zatem opisywać, jak Tatry wyglądają nocą), co najważniejsze,
zrezygnował całkowicie z opisywania monumentalności, ogromu
Tatr, by zbudować zwiewny, subtelny obraz niezwykłości nocnego
pejzażu i najmocniej wyeksponować jego nastrojowy charakter.
Zauważmy, że wrażenie zwiewności i nastrój owość prowadzą
tu poetę do obrazu wzlatywania mgieł w ową, już tu
wspomnianą, "głąb błękitną". Ten paradoks "wzlatywania
w głąb" nieskończonej powierzchni, sięgającej gwiazd i
księżyca, zawierającej w sobie "limb szumy powiewne i w
smrekowym szept borze", a także "kwiatów woń
rzeźwą", umożliwiającej zarówno objecie miłosne
gwiazdy, "zanim spadnie i skona", jak i ściganie cicho
lecącego nietoperza, jest tu dotknięciem tajemnicy bytu i
piękna. Dotknięciem delikatnym i subtelnym, nie zmierzającym
do odsłaniania owych tajemnic piękna bytu, ale ukazującym ich
walor nastrojowy.
Głębiny wód Czarnego Stawu Gąsienicowego kryją w sobie
zupełnie inne tajemnice, może wiec dlatego mgły nie chcą
budzić "śpiącej wody w kotlinie"?
Czy te właśnie nastroje odczuwali jednakowo Kazimierz Tetmajer,
Stefania Sempołowska i Tadeusz Żeleński, spędzając piękną
noc letnią nad Czarnym Stawem Gąsienicowym latem 1892 roku?
Nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie. Czy jednak jest nam
ona potrzebna, by ogarnąć dziwne piękno tego wiersza?
JACEK KOLBUSZEWSKI